poniedziałek, 6 stycznia 2014

III I believe your lies

Próba dobiegła końca. Shannon, Tomo i Jared weszli właśnie do kuchni starszego z braci Leto.
- To jak, chłopaki, zostajecie na piwko? - wesołym głosem zaproponował Zwierzak.
- Chętnie stary, wiesz, że mi nie trzeba mówić dwa razy - zaśmiał się Tomo. - Niestety, Vicki od kilku dni chce wyciągnąć mnie na odwiedziny do swojej mamy... - Wzdrygnął się Chorwat. - Muszę się zbierać i grzecznie błagać o litość - westchnął przeciągle.
Bracia Leto zanieśli się śmiechem, co wprawiło Tomo w jeszcze podlejszy nastrój. Momentalnie uszła z niego cała energia.
- Dlatego ja nie zamierzam się żenić - Jared szturchnął młodszego kolegę.
- Tylko dlatego, wmawiaj sobie - Shannon uniósł znacząco brwi. - Ty jesteś po prostu starym podrywaczem! - Tymi słowami wyraźnie zdenerwował brata, choć sam nie wiedział, dlaczego.
Panowie Leto zostali sami. Rozsiedli się przed ogromnym telewizorem, który wisiał na zielonej ścianie w salonie. Właściwie wszystko w domu Shannona było zielone - łazienka dla gości, sypialnia, kafelki w kuchni...
- Shannon... Mam problem - Jared podjął ciężki dla niego temat, nerwowo obracając przy tym telefonem w rękach.
- Co jest, bracie? - Shan zrobił łyk piwa, oblewając się przy tym złotym trunkiem. - Cholera...
- Wytrzyj się, brudasie - uśmiechnął się Jared. - Poznałem pewną dziewczynę...
- Nie mów mi, że się zakochałeś! - Natychmiast przerwał mu brat. - Zwariowałeś do reszty?
- Dlaczego? Czy ja nie mogę mieć uczuć? - Poczuł się wyraźnie oburzony. - Tak, zakochałem się! Ma ma imię Sandra i jest niesamowita, piękna i mądra. Tylko że... Zachowałem się jak dupek - Jared ukrył twarz w dłoniach, starając się zatrzymać powoli napływające do jego oczu łzy. - Uciekłem od niej nad ranem. Rozumiesz... Znam ją od zaledwie kilku dni, a czuję, że jest mi bliższa, niż ktokolwiek inny.
- Od kilku dni?! Popieprzyło cię? Laska leci na twoją kasę i tyle, po co ci związki?! Zobacz, co się dzieje z Tomo. Niby szczęśliwy, zakochany, ale gdzie jest jego wolność?! Bracie, przejrzyj na oczy do cholery! - Shannon zdenerwował się nie na żarty. Odłożył piwo i potrząsnął Jaredem.
- Nie znasz jej, Shan. Proszę Cię, nie mów tak. - Dziad zachowywał resztki spokoju. - Zdobądź się na odrobinę człowieczeństwa, stary.
- Dobrze już, dobrze... Naprawdę ci zależy - Zwierzak nieco ochłonął. - Nie wiem, zaproś ją na koncert, będziecie mieli pretekst do rozmowy... Czuję, że będziesz się gęsto tłumaczył. Czy aby na pewno nie chcesz jej po prostu znowu zaliczyć? - Spojrzał podejrzliwie, robiąc przy tym cwaną minę.
- Nie oceniaj mnie swoją miarą, zboczeńcu - zaśmiał się Jared. - Tak zrobię. A właściwie to w najbliższych dniach pojadę do niej. Muszę tylko wszystko dokładnie przemyśleć...

Dni w Los Angeles o tej porze roku upływają pod znakiem palącego słońca, wysokiej temperatury i wieczorów spędzonych na złocistej plaży. Jednak nie dla Sandry - po publikacji wywiadu, który okazał się hitem, na dziewczynę spadł natłok pracy. Szefowa zleciła jej współtworzenie działu muzycznego pisma, co wiązało się z licznymi recenzjami i zapowiedziami nowych albumów i wydarzeń. Dziennikarka całe popołudnia spędzała przed ekranem swojego laptopa, wystukując na klawiaturze tysiące liter każdej godziny. Nawiązała również kontakt z Anną, która z wielką ekscytacją przyjęła wiadomość przyjaciółki. Dużo rozmawiały, Sandra jednak wstydziła się poruszyć tematu pamiętnego wieczoru.

- Uff, skończyłam - westchnęła dziewczyna, włączając muzykę na starej wieży stereo. Odtwarzacz zaczął grać właśnie "A beautiful lie", co spowodowało, że natychmiast rzuciła się po przełącznik.
- Ja ci dam piękne kłamstwo, draniu - wyszeptała pełnym gniewu głosem.
Przez jej głowę przebiegły tysiące myśli i obrazów, jednak zatrzymała się na jednym z nich. Zarost. Błękitne oczy. Długie, brązowe włosy. Jared.

W tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Dziewczyna podbiegła, by je otworzyć, wcześniej jednak spojrzała przez dziurkę. Ze złością szarpnęła za zamek.
- Czego chcesz? - Nie kryła swojej niechęci do nieproszonego gościa.
- Ja... Chciałem cię przeprosić - powiedział cicho Jared, obracając w dłoniach pokaźnych rozmiarów różę.
- Przeprosić? Za co? Za to, że uciekłeś, czy za to, że potraktowałeś mnie jak puszczalską faneczkę?! - Wykrzyczała mu prosto w twarz Sandra.
- To nie tak! Nie chciałem tego! - Muzyk bronił się rozpaczliwie.
- Więc czego chciałeś, do cholery?! - Dziewczyna była już bliska płaczu. Gniew powoli zamieniał się w żal.
- Nie denerwuj się, proszę... - Do artysty dotarło, jak bardzo ją skrzywdził. Poczuł, jak kolce róży wbijają się w jego palce. Syknął z bólu. - Proszę, to dla ciebie - wręczył dziennikarce kwiatka.
- Uroczo, doprawdy. Dziekuję, jednak pozwól, że nie padnę na kolana - sarkastyczny ton dziewczyny był już nieco spokojniejszy. - To wszystko?
- Nie. Sandro... Mam dla ciebie bilet na nasz koncert... Może wpadłabyś, mielibyśmy okazję do spokojnej rozmowy - przedostatnie słowo podkreślił aż nadto głośno.
- Wątpię. Nie mam czasu, by go marnować - odparła, nieugięta. Perspektywa obejrzenia występu na żywo była jednak niezwykle kusząca... Mimo, że mieli idiotę za lidera, 30 Seconds To Mars wciąż zajmowali ważne miejsce w jej życiu...
- Weź go i przemyśl to sobie. Przepraszam raz jeszcze. Koncert jest w piątek, o 19. W kopercie jest też twoja wejściówka za kulisy. Mam nadzieję, że z niej skorzystasz - głos Jareda był bardzo niepewny. Spoglądał na swoje czarne adidasy, nerwowo kopiąc nimi o próg mieszkania dziewczyny. Czuł się winny i skrępowany. Postanowił przerwać niewygodną dla siebie sytuację.- Muszę lecieć. Cześć - wyciągnął ręce, by przytulić Sandrę na pożegnanie. Ta jednak odsunęła się.
- Nie jestem idiotką. Pa - zmarszczyła brwi, pokręciła z niedowierzaniem głową i zatrzasnęła drzwi przed nosem muzyka.

Jeszcze przez kilka godzin błąkała się bez celu po mieszkaniu. Rozmyślała o niespodziewanej wizycie, raz po raz wąchając czerwoną różę, posypaną złotym brokatem. Tak naprawdę to czuła coś w rodzaju satysfakcji, gdy widziała zakłopotanie wokalisty, z którego uszła cała pewność siebie. Świadomość, że wielki showman rumienił się przed nią ze wstydu była miodem na jej serce. Czy mówił prawdę? Czy może po prostu nie chciał plotek? Przecież to mogło być również wyrachowanie starego gracza. Chociaż... Wydawał się być taki przybity... Chyba nie kłamał? Biła się z myślami do trzeciej w nocy, kiedy to sen wygrał z nią morderczą bitwę. Oddała się w objęcia Morfeusza, postanawiając:
- Pójdę na ten koncert...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej :)
Widzę coraz więcej wyświetleń i komentarzy i bardzo się z tego cieszę. Czekam na Wasze wskazówki, bardzo mnie napędzacie. DZIĘKUJĘ! :)

MARShugs

ClaudiaEchelon

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups, genialna ja, niechcący usunęłam Twoj komentarz :( a taki ładny był. To liczę na więcej :D bardzo dziękuję kochana, no Jared trochę tu zaskoczył, ale o to chodziło :) pozdrawiam! :*

      Usuń
  2. No i się uzależniłam ;) Genialnie piszesz i będę to Tobie powtarzać do samego końca! Mam nadzieję, że Cię nie zauroczę ;)

    Pozdrawiam i życzę dużo weny! :)

    P.S. Jakoś trudno mi, wyobrazić sobie, skruszonego młodego Leto :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno dziad jest człowiekiem, więc postanowiłam obdarzyć go odrobiną ludzkich cech... :) nabroił, to niech pocierpi. Dziękuję za komentarz, kończyć jeszcze nie zamierzam :) pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Haha xd nie no rozdział MEGA :D
    Omal się nie zakrztusiłam wodą wyobrażając sobie przybitego Leto w progu z różą : *
    Ogólnie to czytam już kilka blogów z braćmi i uwielbiam Shannona takiej wersji :D.Mam nadzieję, że taki pozostanie.
    Pozdrawiam i życzę weny : *
    http://ostatnitaniec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj no bo on bywa ludzki... Przynajmniej tutaj :D jeszcze nie raz nabroi i nie raz będzie się tłumaczył. Cierpliwość jednak nie jest wieczna i nawet komuś takiemu, jak Jared trzeba czasem powiedzieć dość. Oj, bo za chwilę za duzo zdradzę :) w kazdym razie, będzie ciekawie. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :*

      Usuń