wtorek, 14 stycznia 2014

VI The moment to lie.

Poranek nadszedł łagodnie, okrywając twarz Sandry złocistymi promieniami słońca. Dziewczyna uchyliła jedno oko i nagle zdała sobie sprawę z tego, że obok niej leży wokalista 30 Seconds To Mars. Jak to życie się plecie...
Jared leżał z szeroko otwartymi oczyma, opiekuńczo spoglądając na dziewczynę. Na widok jej zdezorientowanej miny uśmiechnął się czule i pocałował ją w usta.
- Dzień dobry - powiedział. - Jak się spało?
- Dobrze... A nawet bardzo dobrze - młoda dziennikarka przytuliła się do muzyka, wdychając głęboko zapach jego perfum, który nie ulotnił się nawet po kilkugodzinnym śnie.
- Zrobiłem ci śniadanie, śpiąca królewno. Ubierz się i schodź na dół. - Gdy do uszu Sandry dobiegły te słowa, zorientowała się ona, że Jay leży obok niej ubrany, a jego włosy są starannie zaczesane do tyłu. - Możesz wziąć jedną z moich koszulek. Tylko pospiesz się, bo za chwilę przyjdzie Shannon - rzucił, wychodząc z pokoju.

Po porannej toalecie i zrobieniu lekkiego makijażu Sandra otworzyła przepastną garderobę Dziada. Jej zawartość wywołała u niej zmieszanie - wyglądała jak zwykła, no, może dość obficie zapełniona, ale wciąż zwyczajna szafa zwyczajnego faceta. Sama nie wiedziała, czego się spodziewała. Kajdanek? Walizek z pieniędzmi? Sejfu? Martwych fanek? Ups, myśli dziewczyny zaczęły wybiegać odrobinę za daleko. Sięgnęła po pierwszą z brzegu fioletową koszulkę z napisem " Who the f#%ck is Bartholomew Cubbins" i zeszła na najniższe piętro domu.

Przy marmurowym blacie kuchennym siedzieli już bracia Leto. Jared nakładał właśnie na talerz dziewczyny pachnące naleśniki. Polał je sosem truskawkowym i zaprosił Sandrę na śniadanie.
- Szkoda, że o mnie już tak nie dbasz, kochanie - powiedział Shannon, udając smutek. Starszy z braci przeglądał wiadomości na swoim tablecie.
- Ty lepiej odłóż tą kupę złomu i zjedz to, co masz na talerzu. Nie muszę ci mówić, co sądzę na temat marnowania jedzenia - Jared wyrwał tableta z rąk Zwierzaka i odłożył go na czarną szafkę kuchenną.

Przyglądając się rozmowie braci Sandra pomyślała, że właściwie cały dom Jareda utrzymany jest w czarno - białych barwach. Surowość wystroju zawsze przełamywały jednak śmiechy domowników i gości. W tym miejscu nie dało się nudzić ani smucić. Właściwie każdy, komu dane było spędzić tu choć kilka minut, czuł się tutaj bardzo dobrze. Podobnie, jak Sandra. Z rozmyślań wyrwał ją radosny głos Shannona.

- Ej, paparazzi, coś ty zrobiła, że mój bro tak się wkręcił? O niczym innym nie gada, powoli mam cię dość - Shan uśmiechnął się do dziewczyny, kątem oka obserwując coraz bardziej rumieniącego się Jareda.
- Urok osobisty. Faceci to proste istoty - odparła bez zastanowienia. Nawet nie spodziewała się, że rozpęta wojnę.
- Słucham? Wypraszam sobie - Jared był zmieszany; nie wiedział, czy powinien zacząć się śmiać, czy zirytować. Oparł głowę na dłoniach i z niedowierzaniem spojrzał na ukochaną.
- Proste? A wy to jakie jesteście? Wszystko tylko komplikujecie. Jakieś pocałunki, randki, zabezpieczenia, alimenty... - W tej chwili Shannon zrobił się czerwony i przerwał wypowiedź. Odchrząknął.
- O proszę! Czyżby pan Leto coś ukrywał? - Sandra uniosła brwi podejrzliwie.
- Nie, skąd. Tak tylko... Ekhm... Podałem przykład. O właśnie! I chwytacie za słówka! - Shanimal wyraźnie starał się wybielić. Ku jego rozpaczy, słowa te nie zabrzmiały najbardziej naturalnie i rozmówcy natychmiast zlustrowali go zdezorientowanym wzrokiem.

Śniadanie cała trójka zjadła w dość przyjaznej atmosferze. Tylko Shannon zrobił się jakiś nieswój. Był nieobecny, zawieszał się i nie reagował na pytania. Ewidentnie o czymś rozmyślał. I ewidentnie coś go trapiło. Jared obiecał sobie, że na osobności porozmawia z bratem. W końcu sam ostatnio zauważył, że jest sceptycznie nastawiony do jego związków. Może to miało związek z tym niefortunnym zdaniem starszego Leto? Tego Jay nie mógł się domyślić. Kiedy jednak Sandra zaoferowała pomoc w zmywaniu, Jared, wziąwszy brata na spacer, rozpoczął temat.
- Shan... Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Jeszcze ta gadka o alimentach... Martwię się, stary. Coś się stało?
- Nic. Kompletnie nic. A kiedy mówię, że wszystko jest okay, nie będę się powtarzać. - Leto spojrzał groźnie na młodszego brata.
- Widzę, że kłamiesz. Ukrywasz coś przede mną.
- Nie! Co ty pieprzysz? Już rozmawiać z wami normalnie nie można? Daj mi spokój - Shannon uniósł się wyraźnie.
- Bro, nie denerwuj się. Ja tylko chciałem ci pomóc, może doradzić.
- Pomóc?! Teraz, do cholery? Gdzie ty kurwa byłeś w ciągu ostatnich miesięcy? Gwiazda Jared Leto, laseczki, faneczki, wywiady... Byłem ci potrzebny tylko do nagrania nowej płyty! - Do oczu Shannona napłynęły łzy.
- Co? O czym ty... Shan, to nie tak! Co się stało? Proszę, powiedz mi! - Jared był w szoku. Zawsze myślał, że jego relacje z bratem są idealne.
- Nic się nie stało do cholery. Pieprzyć to. Cześć. - Shannon odwrócił się i szybkim krokiem udał się w stronę plaży. Młodszy brat wiedział, że nie ma sensu mu teraz przeszkadzać. Wiedział też, że stało się coś bardzo niedobrego. Powoli wrócił do domu. Czuł się źle. Cholernie źle. Jego niepokój wzmagała świadomość, że jeszcze nie wiedział, co. Tego miał się dopiero dowiedzieć, a prawda była gorsza, niż mógłby się domyślać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czołem, Echelon!
Z tego miejsca chcę pogratulować naszej zdolnej bestii złotego globa, jak najbardziej zasłużona nagroda :)
Dziękuję za 1000 wyświetleń, proszę Was o opinie, Marsiaki!
MARShugs

ClaudiaEchelon

4 komentarze:

  1. Wkrecilam sie w twoje opowiadanie :) Dzieki. No i mam nadzieje, ze jutro okaze sie ze Dziad na nominacje do Oskara. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Nominacja dla Dziada! :D Miło, że się podoba :) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Kolejny świetny rozdział :* tylko, że krótki! :D
    No i zakończony taką tajemnicą... Czyżby Shann miał dziecko? :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny < 3
    http://ostatnitaniec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, zobaczymy :D Dziękuję, pozdrawiam :*

      Usuń